Kelly MoranGranice fortepianu
Kompozytorka muzyki elektroakustycznej, producentka oraz pianistka z klasycznym backgroundem i zacięciem do eksperymentu. Kelly Moran wirtuozowsko łączy swoje liczne muzyczne inspiracje, które najchętniej przekłada na klawiaturę (preparowanego) fortepianu. Na Festiwalu Tauron Nowa Muzyka Katowice wystąpi w piątek, 21.06, w sali NOSPR.
Ultramaryna: Prócz klasycznej nauki gry na fortepianie występowałaś w wielu zespołach punkowych grających od no wave po muzykę pop. Pamiętasz kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się ze sceną muzyki niezależnej?
Kelly Moran: Jednym z pierwszych gatunków muzycznych, jakie poznałam, był rock. Mój tata słuchał dużo zespołów takich jak Led Zeppelin czy The Rolling Stones, więc i ja stałam się ich fanką. Grę na fortepianie zaczęłam w wieku 6 lat, później grałam też na kontrabasie, a nawet dołączyłam do orkiestry. Dobrze było mieć takie dodatkowe pole wyrazu, zwłaszcza że miało ono nieco bardziej społeczny charakter niż gra na fortepianie, która bywa zajęciem w dużym odosobnieniu, wymaga wielu godzin samotnego ćwiczenia. Od liceum grałam już na basie w różnych zespołach. To zawsze było zajęcie, które istniało równolegle do mojej klasycznej praktyki, dlatego że po prostu kocham muzykę.
Dziś wolisz pracę solo czy w zespole?
Lubię balans. Albumy tworzę w samotności, bo odkrywam wtedy samą siebie. Poza tym od wczesnych lat chciałam udowodnić, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. Wydaje mi się, że od dość wczesnego wieku byłam wszędzie jedyną albo prawie jedyną dziewczyną, studiowałam w otoczeniu mężczyzn. W tamtych czasach zakładano, że za sukcesem kobiety stoi mężczyzna albo jakiś zespół, nie doceniano muzyczek i producentek. Dorastałam, oglądając artystki takie jak Björk, które również zwracały na to uwagę. Ja zaś potrafiłam działać sama, bo grałam na wielu instrumentach, a do tego studiowałam też inżynierię dźwięku.
Oczywiście współpracowałam też z wieloma muzykami i nie tylko. Przy „Moves in the Field” zaangażowałam łyżwiarkę figurową, mój przyjaciel został dyrektorem kreatywnym. Wciąż jednak mój proces tworzenia bywa bardzo samotniczy, zanim otworzę się na współpracę.
Na twoją twórczość wpłynęła również pandemia.
W 2019 roku dużo grałam na festiwalach muzycznych. Jako pianistka często występuję o wcześniejszych porach niż pozostali muzycy, raczej nie jestem artystką zamykającą imprezę. Mogę za to zagrać swoje, a potem cieszyć się czasem wolnym i dobrze się bawić. Kiedy po raz pierwszy doświadczyłam tego wspólnotowego wymiaru, bardzo mi się to spodobało, dlatego sama zaczęłam pisać utwory, do których ludzie mogliby tańczyć.
Gdy wybuchła pandemia, byłam w szoku. Wszystkie moje trasy koncertowe ulotniły się. Świat, który sobie wyobrażałam, nagle przestał istnieć. Czułam, że muszę wrócić do punktu wyjścia i na nowo znaleźć radość w tworzeniu. To właśnie wtedy zaczęłam pracować z samogrającym fortepianem Disklavier, bo akurat szczęśliwie posiadałam go w domu.
Korzystałam z niego też wcześniej, ale kiedy wybuchła pandemia i nie mogłam już grać z innymi muzykami, nagle okazał się idealnym partnerem do duetu, stojącym ciągle w mojej sypialni. To było super rozwiązanie, bo w pandemii nie wiedziałam, czy w ogóle uda mi się zrobić karierę jako muzyczka. W dni, kiedy sama nie miałam energii czy motywacji do grania na fortepianie, Disklavier robił to za mnie.
Jednym z pierwszych gatunków muzycznych, jakie poznałam, był rock. Mój tata słuchał dużo zespołów takich jak Led Zeppelin czy The Rolling Stones, więc i ja stałam się ich fanką
Jak teraz wygląda u ciebie ćwiczenie na fortepianie?
Mieszkam na Brooklynie i reprezentuję Yamahę, przez co mam dostęp do ich studia na Manhattanie. Ostatnio głównie występuję z nowym albumem, ale sporo czasu poświęcam też na ćwiczenie własnej muzyki, improwizowanie lub próbowanie nowych rzeczy. Miło jest rozgraniczyć pracę i miejsce na odpoczynek. Wcześniej byłam typem muzyka, który ma fortepian w sypialni.
W jednym z wywiadów mówisz, że podczas wykonywania „Nereid”, utworu z płyty „Ultraviolet”, kładziesz czasem ramiona na fortepianie i pozwalasz ciału odpocząć. Czym są dla ciebie występy muzyczne i jak postrzegasz rolę artysty na scenie, skoro miałaś tyle do czynienia z tradycją klasycznego wykonawstwa?
Dziś, choć istnieje tyle możliwości wykonywania muzyki, często na koncertach artyści stoją tylko przy laptopie lub odpalają dźwięki. Nie oceniam tego negatywnie, ale moja praktyka zawsze była skupiona wokół instrumentu, na którym gram. Inaczej nie mam moich supermocy. Dialog z fortepianem i jego fizycznością jest dla mnie bardzo ważny, tak jak pokazanie publiczności, że to ja wytwarzam dla niej dźwięk. To nie to samo co zagranie sampla, który brzmi identycznie za każdym razem. Jako solistka mogę być wykonawczynią, jak i słuchaczką – zanim udzielę odpowiedzi na fortepianie, gram z podkładem i Disklavierem. Lubię, gdy zachodzi żywa interakcja.
Na „Moves in the Field” pozostałaś przy tradycyjnym brzmieniu fortepianu, wcześniej posługiwałaś się rozszerzonymi technikami wydobywania dźwięku* (np. preparując** fortepian na wspomnianym „Ultraviolet”). Jak byś opisała tę różnicę?
Kiedy dostałam się na studia, dowiedziałam się o istnieniu technik rozszerzonych. Wcześniej spędziłam ok. 12 lat, grając na instrumencie, który wydawał mi się bliski, a potem pierwszego tygodnia na uczelni jeden z moich profesorów powiedział do mnie, że mogę położyć łokieć na klawiaturze albo szarpać struny i że są przeróżne sposoby gry na fortepianie. Bardzo mi się podobało owo doświadczenie uczynienia czegoś bardzo znanego – nieznanym.
Pracowałam z preparacją przez blisko 3 lata, bo była dla mnie bardzo inspirująca i świeża, ale później, kiedy wybuchła pandemia, utknęłam w domu z moim preparowanym fortepianem i stał się dla mnie zbyt zwyczajny. Wówczas to jego tradycyjne brzmienie wydało mi się nowe, role się odwróciły.
Mimo że Disklavier jest w zasadzie akustyczny, wciąż stanowi rodzaj technologii, maszyny, która wydobędzie dźwięki w taki sposób, w jaki nie potrafi człowiek. Może zagrać coś znacznie szybciej lub ciszej niż jakikolwiek ludzki pianista. Nie stosując żadnych innych dźwięków, nie modyfikując brzmienia, jednocześnie przesuwa fizyczne granice, jakie stawia fortepian człowiekowi. „Akustyczna muzyka na fortepian” zostaje osiągnięta zupełnie w nowatorski sposób. Dzięki temu powstaje pole na nowe pomysły.
*Rozszerzone techniki wykonawcze – tendencja do wykorzystywania niekonwencjonalnych sposobów gry na instrumentach muzycznych lub śpiewu w celu uzyskania równie niekonwencjonalnych brzmień. Termin wiąże się z zainteresowaniem modyfikacjami istniejących instrumentów, budowaniem nowych, stosowaniem dźwięków elektronicznych i środowiskowych oraz wszelkich narzędzi służących tworzeniu barwowych innowacji w muzyce. Za: mapofcomposers.pl.
**Fortepian preparowany – fortepian poddany modyfikacjom lub wykorzystywany w sposób odmienny od tradycyjnej techniki gry. Wprowadzony przez Johna Cage’a w latach 40. XX w. Preparacja może polegać na włożeniu między struny fortepianu różnych elementów np. śrub, sztućców, gwoździ. Modyfikacje sposobu gry obejmują m.in. uderzanie w struny bezpośrednio w pudle rezonansowym z pominięciem mechanizmu młoteczkowego fortepianu, np. pałkami. Za: wikipedia.pl.
maj 2024
PODZIEL SIĘ
tekst
Joanna Zabłocka