Hania RaniPewna jest tylko zmiana
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to m.in. za jej sprawą dzisiejszy alternatywny pop ma oblicze fortepianu. Hania Rani, związana z wytwórniami Deutsche Grammophon oraz Gondwana Records rozchwytywana polska pianistka i kompozytorka, wraca do Katowic i 7 października wystąpi w NOSPR-ze.
Ultramaryna: Twój nadchodzący album „Ghosts” zdaje się potwierdzać, że w swej muzyce nieustannie poszerzasz rezerwuar środków wyrazu. Na ile to ewolucja (emancypacja?) solowej gry na pianinie w kierunku interdyscyplinarności i bardziej „symfonicznego” brzmienia twoich utworów? Gdzie upatrujesz rolę fortepianu w swojej dalszej twórczości?
Hania Rani: Myślę, że to naturalny proces u większości artystów – poszerzanie swoich muzycznych i artystycznych zainteresowań, nie tylko wyrażając to w dźwiękach, ale i poruszanych tematach. W moim przypadku to może bardziej złożony proces, ponieważ chociaż z wykształcenia jestem pianistką, to jednak szersze instrumentarium jest obecne w mojej karierze od samych początków – zaczynając od duetu z Dobrawą Czocher czy niedługo później w ramach projektu Tęskno, gdzie piosenki zaaranżowane były na kwintet smyczkowy i kilka syntezatorów. Pianino i fortepian to instrumenty mi najbliższe, instrumenty, które znam najlepiej i które towarzyszą mi najdłużej, ale jako że mam szansę wyrażać się również jako kompozytorka, to lubię sięgać także po instrumenty i brzmienia spoza mojego bezpiecznego repertuaru. Mam nadzieję, że powoli przyzwyczajam już moich słuchaczy do tego, że jedyną pewną wartością w mojej muzyce jest zmiana.
Skąd pomysł, by „Ghosts” było płytą znacznie bardziej wokalną w porównaniu z poprzedniczkami?
Po prostu to był dobry moment. Po długiej i ekscytującej trasie koncertowej w 2021 i 2022 roku miałam wrażenie, że mój głos jest gotowy na większy udział w procesie twórczym. Czułam się z nim dużo swobodniej. Miałam też sporo historii do opowiedzenia, więc głos wydawał się odpowiednim środkiem do przekazania tych treści. Przez ostatnie trzy lata byłam zaangażowana w niezliczoną ilość projektów z muzyką instrumentalną – zaczynając od płyty dla Deutsche Grammophon („Inner Symphonies”) po muzykę do filmów i spektakli – więc chciałam, aby mój trzeci solowy album był również i dla mnie oddechem świeżości.
Jesteś obecnie jedną z najbardziej kosmopolitycznych polskich kompozytorek. Inspiruje cię kultura polska? Na „Ghosts” pojawia się utwór zatytułowany „Komeda”.
Ostatnio słuchałam wywiadu z Björk z lat 90. a propos swojego pochodzenia i wpływu na kontakt muzyczny. Dla Björk element jej pochodzenia jest tak bardzo obecny w niej samej, choćby ze względu na geny, wygląd, miejsce dorastania i język, że nie ma potrzeby cytować tych tematów na swoich płytach, bo i tak są one, w takim generalnym wydźwięku jej osobowości, obecne. Ja, mam wrażenie, czuję podobnie. Wychowywałam się, studiując muzykę klasyczną, która jest tak niesamowicie uniwersalnym językiem, zrozumiałym na całym świecie. Zawsze traktowałam to jako ekscytującą część mojej pracy – możliwość budowania połączeń z ludźmi z różnych kultur i miejsc poprzez taki właśnie uniwersalny język. I myślę, że jest coś z takiej fascynacji właśnie w artystach polskiego pochodzenia, których niezwykle cenię. Nawet jeśli korzystają z elementów kultury polskiej, to w bardzo uniwersalny sposób – mam tu na myśli Olgę Tokarczuk, Krzysztofa Komedę czy Witolda Lutosławskiego i Pawła Pawlikowskiego.
Pisząc „Ghosts” nie miałam jakichś konkretnych lokalnych odniesień, raczej osobiste historie i spostrzeżenia. Jednak po skończeniu płyty zdałam sobie sprawę, jak wielkie wrażenie zrobiły na mnie „Dziady” – szczególnie przy pierwszym spotkaniu, jako na dziecku niemal. Ten nierealny świat wydawał mi się nadzwyczaj interesujący, dużo bardziej niż opowieści historyczne czy nawet miłosne. Osobliwe podejście do życia i śmierci w polskiej tożsamości, mieszanka pogańskich i chrześcijańskich wierzeń na pewno miała na mnie ogromny, ale bardziej podświadomy wpływ. Sposób, w jaki ludzie w danej kulturze wyobrażają sobie przejście z życia do śmierci, to niesamowita przestrzeń do badań i tak wiele mówi o danej społeczności.
Ostatnio wystąpiłaś w Katowicach na OFF Festiwalu, w październiku usłyszymy cię w NOSPR-ze. Jesteś kojarzona z nurtem neo-classical, na „Ghosts” słychać echa IDM. Jak podchodzisz do takich podziałów gatunkowych (a więc przecież i środowiskowych, niosących rozmaite znaczenia kulturowe) w procesie twórczym? Czujesz się czasem ambasadorką muzyki klasycznej w mainstreamie?
Nie bardzo mam pojęcie o podziałach gatunkowych, zazwyczaj dowiaduję się o nich z recenzji czy wywiadów i wiem, że raczej nie jesteśmy w stanie się od nich uwolnić. Świat szuka możliwości uporządkowania samego siebie, choćby w niewielkim stopniu. Obserwując tendencje na współczesnej scenie muzycznej, widzę, że gatunki to coraz bardziej archaiczny sposób kategoryzowania muzyki. Rzadko zdarzają się już albumy „czyste” pod względem gatunku, nawet więcej – „czyste” pod względem medium. Szczególnie widać to w sztukach wizualnych, gdzie już dawno trudno znaleźć artystę, który operuje jednym medium. Sztuka to tak efemeryczna przestrzeń, że nieustannie próbuje wymknąć się spod kontroli. I to jest właśnie najwspanialsze.
Zobacz info o koncercie w NOSPR-ze >>
wrzesień 2023
PODZIEL SIĘ
tekst
Joanna Zabłocka