Krystian Durman po śladach „Czapkinsa” idzie od 6 lat. Na co dzień jest aktorem Narodowego Starego Teatru w Krakowie, ale to w Teatrze Małym w Tychach realizuje swój pierwszy monodram inspirowany „Czapkinsem” – Tomkiem Mackiewiczem, który zginął na Nanga Parbat. Prapremiera spektaklu pt. „Hibernacja” w reż. Beniamina Bukowskiego odbędzie się 25 stycznia.
Ultramaryna: Czy pasja do gór może uzależnić?
Krystian Durman: Myślę, że jestem tego przykładem. Mój bohater mówi w „Hibernacji”, że jest to uzależnienie bezpieczne i legalne. Od dzieciństwa chodzę po górach i od dzieciństwa chciałem zostać aktorem. Wracając z jednej wyprawy, zaczynam planować kolejną podróż, więc wydaje mi się, że jest to uzależnienie.
Uzależnieniem jest dla ciebie zatem i chodzenie po górach, i aktorstwo. A kim jest Tomek „Czapkins”? Dlaczego właśnie jego zdecydowałeś się osadzić w sobie (albo siebie w nim)?
O Tomku usłyszałem jeszcze za jego życia i już wtedy robił na mnie wrażenie osoby żyjącej „ponad” czasami, w innym świecie wartości, z odmiennymi ideałami. Na Nandze Parbat został w styczniu 2018 roku. Wtedy podjąłem decyzję, że po raz pierwszy w życiu ruszę w Himalaje. Właśnie tam, sześć lat temu, zaczął się odkrywać prawdziwy Krystian.
Tomek był dla mnie „pchaczem” – żebym się nie bał, postawił wszystko na jedną kartę. Żebym umiał powiedzieć sobie: „Ruszam. Najwyżej zawrócę, jeśli będzie trzeba”. Miałem dużo czasu – nie szedłem prostą drogą pod Mount Everest jak inni turyści. Zbaczałem pod Ama Dablam, pod Lhotse – mogłem tych ponad 250 km przejść na swoich warunkach. I właśnie to określenie: „na własnych warunkach” charakteryzuje Czapkinsa.
Jakie były te „własne warunki” Tomka?
Mogłoby się wydawać, że były szalone, a nawet psychopatyczne, jeśli popatrzymy na tych jego siedem podejść na Nangę. Ja jestem jednak w stanie go zrozumieć, chyba wiem, co on w tej górze usłyszał. Przechodząc czternaście godzin przez przełęcz pięciotysięczników Kongma La, w pewnym momencie osiągnąłem stan wyczerpania, byłem gdzieś bardzo głęboko w sobie… Nie jestem w stanie tego, co wtedy usłyszałem, zacytować, ale przeżyłem coś, co w teatrze określa się mianem katharsis. Jak zastrzyk dopaminy. I pomyślałem wtedy, że ta Tomka Nanga Parbat jest gdzieś niedaleko mnie. Uświadomiłem sobie, że jeśli kiedykolwiek zrobię monodram, to właśnie będzie ta historia. Nie ukrywam, że przez te lata bałem się, że mi ktoś ten temat sprzed nosa zgarnie. Tak się jednak nie stało.
Ta historia czekała na ciebie?
Czekał teatr i czeka film, który najprawdopodobniej w najbliższych latach o Tomku powstanie. Życie Tomka było bardzo kolorowe, w różnych barwach – od ciemnych po bardzo jasne. Pracując nad monodramem chcieliśmy stworzyć coś, czego jeszcze w polskim teatrze nie było – połączenie tradycyjnego spektaklu z czymś sensualnym, czymś co jest blisko, co dotyczy każdego z nas. Chciałbym, aby każdy z widzów, który przyjdzie zobaczyć monodram, poczuł się tak, jakby był utkany z powietrza i światła.
W jaki sposób pracowałeś nad rolą Tomka?
Sama historia nie ewoluowała, ale ewoluował Tomek we mnie. Doświadczałem kolejnych podróży i kolejnych własnych demonów, bo przecież każdy z nas je ma, kolejnych zawiedzeń w moim zawodzie, który jest zawodem niezwykle trudnym, pełnym porażek. Gdy patrzę na to, co się wydarzyło z perspektywy, to zawsze „ja Krystian” chciałem polecieć do Indii, do Nepalu, do Azji. W ten sposób zupełnie nieświadomie kroczyłem śladami Czapkinsa. I na podstawie tej prawdy, której w ten sposób doświadczałem, stwarzał się bohater. W spektaklu opowiadam go „przez siebie”, przez moje własne doświadczenia. Łączy mnie z Tomkiem pewien rodzaj radykalnego bycia zgodnym z własną prawdą.
A czy przygotowując spektakl, włączyliście do niego góry?
Sesję zdjęciową realizowaliśmy w słowackich Tatrach, w Zbójeckiej Chacie na 2000 m n.p.m. Szliśmy tam w naprawdę trudnych warunkach – wiatr wiał 100-120 km/h, wciągaliśmy rzeczy na sankach. To była przygoda. W polskie Tatry przestałem jeździć już dawno temu – w słowackich spotykam na szlaku kilkanascie osób, a nie tysiące. Najbardziej jednak kocham włoskie Dolomity. Zresztą, mamy już zaproszenie „Hibernacji” do Włoch, bo Włosi kochają Mackiewicza, nie są tak ostrzy w jego ocenach jak polskie środowisko.
Nie masz wrażenia, że wszystko się tu bardzo splata…?
Owszem, ta premiera to splot niezwykłych zdarzeń utkanych marzeniami.
25 stycznia, w dniu premiery, będzie 7. rocznica wejścia Tomka i Elizabeth na Nangę. Parę dni wcześniej, 13 stycznia, Tomek świętowałby w tym roku 50. urodziny. Koincydencje istnieją, podobnie jak momenty, których doświadcza się w górach i na scenie. Takie „bliki” świetlne, mignięcia trwające ułamek sekundy… Promienie światła odbite od śniegu, chociażby w Beskidach – będziemy je już zawsze pamiętać, bo malują nam życie, przewodzą nas jakimś dopaminowym prądem, elektryzują. Cieszyłbym się, gdybyśmy takie chwile w swoim życiu zauważali.
Takiego bliku na premierze ci życzymy. Niech z jednej strony Tychy będą domem dla twojego monodramu, ale niech też on sobie wędruje po świecie – jak Tomek.
Twórcy spektaklu:
Krystian Durman – odtwórca roli Tomka „Czapkinsa” Mackiewicza
Beniamin M. Bukowski – reżyser i autor scenariusza
Mirek Kaczmarek – scenograf i kostiumograf
Maćko Prusak – odpowiedzialny za ruch sceniczny
Wojtek Kiwer – kompozytor muzyki
Maciek Malinowski – odpowiedzialny za wizualizacje i oprawę graficzną
Dominika Porwit – kierownik produkcji
Prapremiera: 25 stycznia 2025
Spektakl organizowany w ramach Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF.
Najbliższe terminy:
25 stycznia (sobota), godz. 16:00 – prapremiera
26 stycznia (niedziela), godz. 16:00
26 stycznia (niedziela), godz. 19:00
27 stycznia (poniedziałek), godz. 9:00
27 stycznia (poniedziałek), godz. 11:00
Zapisz się !
Bądź na bieżąco
Bądź ultra_
Nie przegap najnowszych wydarzeń w regionie. Trzymaj rękę na pulsie.
Zapisując się wyrażasz zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych przez Administratora Danych Osobowych Ultramaryna s.c. w celu realizacji usługi newsletter. Zgodę możesz w każdej chwili cofnąć. Przeczytaj naszą politykę prywatności.