Ze szpaczej budki 6Ukraińska klasyka
Tym razem w naszej budce szybki przegląd najciekawszych i dostępnych w Polsce dzieł kultury ukraińskiej, bo wciąż jesteśmy dogłębnie przekonani, że kultura to podstawowy i najważniejszy sposób komunikacji między ludźmi.
FILMY
Zgodnie z narodową legendą, historia ukraińskiego kina rozpoczyna się od słynnego „Człowieka z kamerą filmową” Dzigi Wiertowa, jednego z najważniejszych filmów początków kinematografii europejskiej, w którym zobaczyć możemy m.in. Odessę z lat 20. ubiegłego stulecia (pełną wersję z doskonałą muzyką The Cinematic Orchestra znajdziecie na YouTube), skupmy się jednak na tym, co najciekawszego ma do zaoferowania współczesne kino ukraińskie.
W kwestii najlepszego filmu ukraińskiego ostatniej dekady właściwie nie ma sporu. Zarówno światowa krytyka, jak i publiczność niemal jednogłośnie twierdzą, że jest nim „Plemię” – brutalna i naturalistyczna opowieść o uczniach szkoły dla głuchoniemych, w której nie pada ni jedno słowo, a wszystkie dialogi odbywają się w nietłumaczonym języku migowym. Czy utrudnia to odbiór? W żaden sposób, ponieważ siła emocji obnażanych na ekranie jest tak wielka, że niweluje wszelkie bariery językowe i kulturowe, natychmiast wciągając widza w cichy, ale pełen gwałtownych wybuchów świat bohaterów. Zdecydowanie jeden z tych filmów, które należy obejrzeć (całość dostępna na YT) przynajmniej raz w życiu, choćby tylko po to, by wiedzieć, jak elastyczna i wielowymiarowa może być formuła „filmu niemego”.
Być może jednak nie macie w tym momencie ochoty na depresyjne i nieniosące zbyt wielkich pociech kino i potrzebujecie odrobiny „magii”? W takim wypadku trudno trafić lepiej niż na zaskakującego na licznych poziomach „Ogniem chrzczonego”, który w 2011 roku był ukraińskim kandydatem na nominacje do Oscarów. Z jednej strony to wielkie kino patriotyczne, poświęcone prawdziwej legendzie II wojny światowej – Iwanowi Dacence, pilotowi, który zestrzelił ponad 200 niemieckich samolotów i został bohaterem Związku Radzieckiego. Z drugiej – jeden z najlepszych ekranowych przykładów wschodnioeuropejskiego realizmu magicznego (vide „Angelus” i kino Jana Jakuba Kolskiego), ponieważ Dacenko nie dość, że przedstawiany jest jako „charakternik” – ludowy mag, to jeszcze po swojej oficjalnej śmierci w 1944 roku zostaje wodzem plemienia kanadyjskich Indian (i to akurat historia w stu procentach prawdziwa). Całość ponownie do zobaczenia na YT.
LITERATURA
Aby zrozumieć początki rosyjskiej agresji w Ukrainie, nie trzeba szukać zbyt daleko. Wystarczą powieści znanego i popularnego w Polsce Serhija Żadana, ze szczególnym uwzględnieniem wydanego w 2019 roku „Internatu” (Wydawnictwo Czarne). Tekst ten, w całości osadzony w czasie rosyjskiej napaści na Donbas w 2014 roku, opisuje konflikt z perspektywy zwykłego, współczesnego człowieka z Europy, dla którego wojny w najgorszym razie były serią drastycznych obrazów na ekranie telefonu i komputera. Wraz z wejściem Rosjan sytuacja jednak radykalnie się zmienia, a to, co zwykłe i codzienne, zamienia się w nieznane i niebezpieczne, zmuszając bohatera i narratora do dogłębnej rewizji oglądu świata. Fantastyczny styl, zapadające w pamięć obrazy, niezwykle trafne refleksje – to wszystko sprawiło, że w dniu dzisiejszym Żadan jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do Literackiej Nagrody Nobla, a „Internat” z miejsca stał się europejską klasyką literatury antywojennej.
Kolejny ukraiński klasyk dostępny na polskim rynku, to Igor Baranko, o którego popularność w naszym kraju dbają przede wszystkim wydawnictwa komiksowe. Godne polecenia są szczególnie dwa tytuły, niestety oba dość dawno wyprzedane i dostępne jedynie w bibliotekach – „Maksym Osa” oraz „Dżihad”. Pierwszy z nich to czysta rozrywka zbudowana na ukraińskich mitach narodowych, opowiadająca o tytułowym Maksymie, dzielnym kozaku, który po bitwie na Psim Polu wplątuje się w skomplikowaną i nadnaturalną kryminalną intrygę. Drugi z tytułów to już dziś klasyka europejskiego komiksu niezależnego, opowiadająca o tym, jak obłąkany pisarz SF zostaje dyktatorem Rosji i próbuje odbudować rosyjskie imperium, m.in. napadając na Ukrainę. Trudno dziś o bardziej aktualny komiks.
MUZYKA
Jeszcze kilka lat temu żadna szanująca się impreza nie mogła się zakończyć bez zbiorowego śpiewania „Soldata” charkowskiej 5’nizzy, kawałka, który podbił nie tylko Polskę i doczekał się licznych wersji i remiksów, w tym wybitnego dubowego cuta DJ-a Vadima.
Ale folk-hip-hop to niejedyne, co mają do zaoferowania nasi wschodni sąsiedzi. Warto na pewno zwrócić baczniejszą uwagę na ukraińskie techno, zwłaszcza na mroczne, podszyte wschodnioeuropejskimi lękami i paranoją płyty Stanislava Tolkacheva, który inspirując się Detroit i Timem Heckerem, przenosi ciężkie, połamane bity z parkietów w stronę muzyki kontemplacyjnej.
Jeśli jednak szukacie czegoś lżejszego, sporo przyjemności może dostarczyć wam Гоня – jeden z młodszych przedstawicieli ukraińskiego rapu, uzbrojony w doskonałe ucho do chwytnych bitów i bon motów zrozumiałych nawet mimo bariery językowej. I jak śpiewa DachaBracha – byle do wiosny.
marzec/kwiecień 2022
PODZIEL SIĘ
tekst
Marceli Szpak