Ze szpaczej budki 17Podsumowanie roku
Początek roku to jak zwykle czas kulturowej posuchy, dlatego wykorzystamy go, by przypomnieć o najciekawszych sztukach i sztuczkach zeszłego roku, dzieląc je na cztery nasze ulubione kategorie: film i telewizja, literatura, komiks i muzyka.
FILMY
W masowych mediach dyskusja o zeszłorocznych filmach została opanowana przez najgłośniejsze tytuły i żelaznych kandydatów do nagród, takich jak „Oppenheimer” i „Barbie”. Tymczasem moim zdaniem był to wybitny rok dla małego kina, kameralnych obrazów bez wielkich nazwisk, często przelatujących przez kinowe i telewizyjne ekrany bez żadnej promocji czy rozmowy. I tak moim ulubionym filmem poprzedniego roku jest „Reality” (HBO Max). Niskobudżetowy thriller, rozpisany na trzy postacie w jednym pomieszczeniu i oparty w całości o autentyczne stenogramy przesłuchania amerykańskiej tłumaczki z Pentagonu, która ujawniła rosyjskie próby manipulacji amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Oprócz zbudowania napięcia z praktycznie niczego, film ten stawia też kilka rozsądnych pytań o patriotyzm, odpowiedzialność i postawę obywatelskiego nieposłuszeństwa, a jego największym atutem jest bez wątpienia odtwórczyni głównej i tytułowej roli, Sydney Sweeney.
W podobnej manierze utrzymany jest też mój drugi ulubiony film AD23 – „The Artifice Girl” (CDA, Prime Video, iTunes). Za pomocą kilku rozrzuconych w czasie scen opowiada o rozwoju i zdobywaniu samoświadomości przez Sztuczną Inteligencję, której pierwotnym celem było tropienie przestępców seksualnych w internecie. Film ogromnie na czasie, zbierający w przystępnej i atrakcyjnej formie najważniejsze kwestie dotyczące rozwoju i przyszłości SI, do tego fantastycznie zagrany i zrealizowany, z końcową sceną przynoszącą wzruszenia na miarę finału „Billly Eliotta”.
Ostatni kandydat na moje filmowe podium 2023 to tytuł, który wciąż nie doczekał się polskiej dystrybucji poza kilkoma festiwalami. Jeśli jednak marzy wam się nowy film o energii i bezkompromisowym humorze pierwszego „Trainspotting”, to z radością informuję, że wreszcie komuś się to udało. Do produkcji doszło w odległym Meksyku, a obraz nazywa się „Rotting in the Sun”. I to właściwie wszystko, co da się o nim opowiedzieć otwartym tekstem, nie zdradzając największych zaskoczeń i najpiękniejszych (choć ostrzegam: czasem drastycznie wulgarnych) żartów. Polujcie na streamingach, może któryś się odważy.
SERIAL
Mój telewizor został niemal w całości zdominowany w zeszłym roku przez seriale animowane, bo to właśnie tam moim zdaniem trafiają się ostatnio najciekawsze pomysły i historie, a żaden z nich nie był lepszy, ani bardziej zaskakujący niż „Scavengers Reign” (HBO Max). Od lat marudzę każdemu kto słucha, że nic mnie bardziej nie denerwuje niż obdarzanie etykietką science-fiction historii, które nie mają niczego wspólnego ani z nauką, ani z kosmosem oraz brak tego typu fabuł w popkulturze.
„Scavengers Reign” jest doskonałym lekarstwem na te właśnie braki, skupiając się na rozbitkach z transportowca „Demeter”, którzy lądują na nieznanej planecie, obdarzonej bogatym ekosystemem. I to właśnie on – złożony, niezrozumiały, fantastyczny ekosystem – jest głównym bohaterem tej 12-odcinkowej historii. Stawia ona widzów w tym samym punkcie co bohaterów, mnożąc przed nami fantastyczne zwierzęta i rośliny, które żyją własnym życiem, zupełnie nie przejmując się ludzkością. Jak dla mnie – arcydzieło na miarę klasycznej „Fantastycznej planety” z podobnie komiksową i surrealistyczną atmosferą, która jest w stanie zahipnotyzować od pierwszej minuty.
KSIĄŻKI
Jakub Żulczyk wciąż pozostaje moim ulubionym polskim popowym pisarzem, więc zestawienie lektur, które przyniosły mi najwięcej radości w 2023 roku, musi zacząć się od „Dawno temu w Warszawie” (Świat Książki), czyli bezpośredniej kontynuacji „Ślepnąc od świateł”. Tytułowe „dawno temu” to czasy covidowej pandemii, w powieści zaś wraca cała galeria postaci z pierwszego tomu, wplątanych w kolejną kryminalną intrygę. Tym razem dostajemy jakby więcej kryminału niż obyczajówki (choć opisy pandemicznej Polski jak zwykle zgryźliwie celne) oraz takie tempo, że 800 stron czyta się w 3 wieczory, obgryzając paznokcie i czekając na ekranizację równie dobrą, jak adaptacja pierwszego tomu.
Jeśli chodzi o ubiegłoroczne premiery zagraniczne, nie było dla mnie w literaturze ważniejszego wydarzenia, niż przypomnienie polskim czytelnikom o istnieniu Angeli Carter. „Piękna córka kata” (Czarne) to pierwszy polski całościowy zbiór opowiadań autorki, która w latach 80. ubiegłego stulecia zasłynęła postmodernistycznym podejściem do klasycznych baśni i legend, opowiadając je od nowa, po swojemu, z mocno feministycznej perspektywy. Ale Carter to nie tylko nowe szaty dla znanych opowieści, to także – a może nawet przede wszystkim – niepodrabialny styl literacki, zdania i opisy o wielkiej urodzie, których ciężko pozbyć się z głowy. Lektura obowiązkowa!
Na rynku komiksowym tymczasem wreszcie doczekaliśmy się pierwszego po polsku komiksu Chrisa Ware’a „Rusty Brown” (Centrala). Ware to prawdziwa legenda amerykańskiego komiksowego undergroundu, która od prawie 40 lat wytrwale pracuje na tytuł jednego z najciekawszych i najbardziej innowacyjnych twórców w komiksowym medium. „Rusty Brown” to – jak większość jego opowieści – obyczajówka o losach czterech luźno związanych ze sobą postaci. Jej największa siła tkwi nie w tym, co opowiada, a jak to jest opowiedziane. Ware w swoich komiksach nieustannie eksperymentuje z czasem, z jednoczesnością narracji, z tym, że wiele rzeczy dzieje się dokładnie w tym samym momencie i można postrzegać je z licznych perspektyw. Każda ich lektura przypomina trochę rozwiązywanie rebusów, które niejako przy okazji mają też do powiedzenia kilka sensownych rzeczy o świecie i ludziach.
MUZYKA
Butcher Brown „Solar Music” – aktualnie mój ulubiony skład nie z Londynu. Mnóstwo ludzi mających mnóstwo radości z jazzu i hip-hopu, wpakowanych na jedną płytę, która nawet na chwilę nie daje odpocząć od rytmicznego kiwania głową.
BBBBBB „Positive Violence” – honorowy tytuł najpiękniej nieznośnej płyty roku. Połączenie ekstremalnych hałasów spod znaku Merzbowa z estetyką internetowych trolli i punkowymi wrzaskami. Być może niezbyt łatwe, miłe i przyjemne w odbiorze, niewątpliwie jednak dość mocno poruszające.
Headache „The Head Hurts But The Heart Knows The Truth” – jesteśmy coraz bliżej momentu, że Sztuczne Inteligencje zaczną nam robić muzykę, więc tym ciekawsze jest obserwowanie przypadków granicznych, takich jak ten – muzyka i teksty to dzieło autorskie, w którym słychać dużą inspirację dokonaniami The Streets, natomiast wokal to już w całości twórczość SI, zaprogramowanej do tej roli. Przyszłość nadeszła i brzmi całkiem przekonująco.
styczeń/luty 2024
PODZIEL SIĘ
tekst
Marceli Szpak