Ze szpaczej budki 1410 zaległości z ostatniego półrocza
Które warto nadrobić, jeśli macie chwilę wolnego w wakacje.
Skoro mamy już początek lipca, to lato zgodnie z polską tradycją właściwie już się skończyło, a nadchodzące dwa miesiące pory deszczowej to dobry moment, żeby wynieść się z laptopem na zadaszoną werandę/taras/wiatę przystankową i ponadrabiać popkulturowe dobra, które wypłynęły w pierwszej połowie tego roku.
SERIALE
1. „Jestem Panną” (I’m a Virgo, Amazon) – najnowsza produkcja Bootsa Rileya, który kilka lat temu zaskoczył cały świat krótkim poradnikiem organizowania związków zawodowych oraz strajków w warunkach korporacyjnych, znanym jako „Przepraszam, że przeszkadzam”. Tym razem czołowy lewak amerykańskiej popkultury, znany przede wszystkim z wspaniałych nagrań The Coup, jakimś cudem wyciągnął pieniądze na swój pierwszy serial od Amazona. Dzięki temu pierwszy raz w dziejach telewizji mamy ideologiczny, antykapitalistyczny serial w całości sfinansowany przez korporację stanowiącą symbol kapitalistycznego wyzysku.
Cała ta siedmioodcinkowa opowieść to pozornie typowa młodzieżówka o dojrzewaniu na ubogich czarnych przedmieściach, nękanych bezrobociem i regularnymi przerwami w dostawach prądu, ale tuż pod powierzchnią nastolatkowej dramy ukrywa się wspaniała analiza kina superbohaterskiego jako podstawowego narzędzia kapitalistycznej i konserwatywnej propagandy. Doskonałe żarty i rozsądny przekaz – najlepszy serial na wakacje.
2. „Oferta” (The Offer, Paramount) – kilkuodcinkowa opowieść o tym, jak doszło do stworzenia filmu uznawanego po dziś dzień za jeden z najważniejszych tytułów w dziejach kina – „Ojca chrzestnego”. I choć nie jestem fanem tego filmu – bo jednak najlepsza włosko-gangsterska opowieść to wciąż „Dawno temu w Ameryce” – to byłem zaskoczony, jak mocno wciągnął mnie serial pokazujący kulisy tej hollywoodzkiej produkcji. Poza świetnie ukazanym tłem Fabryki Snów i ciągłym utrwalaniem idei, że najlepsze i najważniejsze filmy rodzą się z czystego chaosu i przypadku, największą zaletą tej historii są świetnie napisane i zagrane postacie, ekipa filmowa obdarzona prawdziwą pasją i oddaniem dla swojego projektu, zdolna przekonać do „Ojca chrzestnego” nawet zagorzałego antyfana.
3. „Nierozłączne” (Dead Ringers, Amazon) – kolejny serial stworzony ze świadomością, że dobrych historii nie ma sensu rozwlekać w nieskończoność, a 6 odcinków to wystarczająca ilość czasu, by zbudować cały świat i zaludniające go postacie. Tym razem oglądamy tę historię po raz drugi – jej pierwsza wersja to wspaniale obrzydliwy body horror Davida Cronenberga z Jeremym Ironsem z 1988 roku, który 35 lat później został przemieniony w radykalnie feministyczny traktat o licznych bolączkach i zaniedbaniach w traktowaniu ciężarnych kobiet. Bohaterki tego serialu – podwójna rola Rachel Weisz – to bliźniaczki, które otwierają supernowoczesną klinikę położniczą. Po godzinach oficjalnego urzędowania zastanawiają się w niej nad tym, jak zmechanizować ciążę i zdjąć z kobiet ciężar rodzenia.
Jak na remake filmu Cronenberga przystało, jest miejscami bardzo biologicznie, dosadnie i obrzydliwie. Wszystkie wizualne szokery schodzą jednak na drugi plan przy dialogach i kunszcie aktorskim Weisz, która wykorzystując jedną z najstarszych sztuczek w dziejach kina i rozdzielając się na dwie postaci, tworzy jedną z najwybitniejszych ról w historii seriali.
FILMY
4. „Spider-Man: Poprzez multiwersum” (kina) – jest spora szansa, że najnowszy przebój Marvela nie zejdzie z kinowych ekranów przez całe wakacje i jest to jedno z tych doświadczeń, na które chciałbym gorąco wszystkich namówić. W całym kinie superbohaterskim trudno dziś o filmy, które nie sprowadzają się do nudnych nawalanek, przetykanych jeszcze bardziej drętwymi dialogami o niczym. Dlatego też tak wielkim zaskoczeniem była kilka lat temu pierwsza część animowanego Spidermana, która ominęła całą marvelowską sztampę, by dać widzom wspaniałe widowisko i postacie obdarzone prawdziwymi ludzkimi emocjami.
Część druga dowodzi, że nie był to wypadek przy pracy. Wciąż jest to przede wszystkim opowieść o rzeczywistych uczuciach, oprawiona tym razem w jeszcze bardziej rozbuchaną, wielowymiarową i wielostylową animację. Z każdej sceny przebija tyle radości z kina, że trudno się nimi nie zachwycić, nawet jeśli już wyrośliśmy z bohaterów w spandeksowych kostiumach.
5. „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” (Apple TV, Amazon, niektóre kina) – chyba największe tegoroczne zaskoczenie w kinie rozrywkowym. Film, na który nikt nie czekał i po którym nikt niczego dobrego się nie spodziewał. Tymczasem okazuje się, że wystarczyło podejść do legendarnego systemu gier bez nadmiernej powagi i nabożności, wyjąć z niego najbardziej absurdalne elementy i wrzucić je w prostą opowieść o grupce nieudaczników z misją. Dzięki temu powstał film równie zabawny dla graczy, którzy od 40 lat turlają kostkami, przeżywając kolejne przygody, jak dla przypadkowych osób, które uciekają z piskiem widząc tabelki charakterystyki postaci.
A jeśli to was nie zachęca, to mogę przysiąc, że warto iść na ten film do kina choćby tylko ze względu na najbardziej niezapomnianego smoka, jaki kiedykolwiek gościł na dużym ekranie.
6. „Na złej drodze” (Emily the Criminal, Canal+, VOD) – jedyna poważna propozycja filmowa w tym zestawie, być może trochę za bardzo dołująca, jak na kino wakacyjne. Za to w przekonujący sposób mówiąca o istotnych sprawach.
Bardzo prosty punkt wyjścia: dziewczyna z wyrokiem w zawiasach (za samoobronę) i skomplikowanym stosunkiem do edukacji, zakończonym porzuceniem studiów, jest zmuszona szukać pracy w warunkach schyłkowego kapitalizmu, gdzie pensja podstawowa jest dla zarządu. Dla pracownika może być najwyżej umowa godzinowa, najlepiej bez żadnego papieru.
Wszystko brzmi jak w klasycznej społecznej dramie, ale tylko do momentu, gdy okazuje się, że to XXI-wieczna odpowiedź na legendarny „Upadek” z Michaelem Douglasem w roli dobrego obywatela zmuszonego przez rzeczywistość do zostania symbolem morderczej frustracji. Świetna rola Aubrey Plazy i przekonujący obraz współczesnych stosunków pracy – warto dać szansę.
KSIĄŻKI
7. Marcello Quintanilha „Nadstaw ucha, śliczna Márcio” (Timof Comics) – wakacyjny kącik lektur otwieramy komiksem, który trochę mną pozamiatał i wytarł podłogę. Rzecz dzieje się w Rio de Janeiro i opowiada o skomplikowanych relacjach pomiędzy matką – ciężko pracująca pielęgniarką i córką – nastoletnią buntowniczką, skłonną do chodzenia własnymi ścieżkami.
Z jednej strony świetna brazylijska obyczajówka, skupiona dość mocno na sposobach komunikacji, które blokują możliwość porozumienia w rodzinie, z drugiej, mniej więcej od połowy, rasowa sensacyjna opowieść, z kartelami i mafiami w tle, która prowadzi nas przez najmroczniejsze zaułki faweli. 130 stron dynamicznego kadrowania, sensownych dialogów i wspaniałych kolorów – nic tylko brać ze sobą na plażę.
8. Maciej Sieńczyk „Spotkanie po latach” (Wydawnictwo Literackie) – mój ulubiony polski komiksiarz wraca po latach, więc nie mam innego wyjścia, jak po raz kolejny w tej rubryce polecić wam jego książkę. Sieńczyk bowiem nie przestaje (i oby nigdy nie przestał) być jednym z najbardziej zdumiewających zjawisk w polskim komiksie i literaturze.
„Spotkanie po latach” to jak na razie najobszerniejsza rzecz w jego dorobku. Niemal 400 stron powieści graficznej, wykorzystującej wszystkie jego ulubione chwyty – pomieszanie retroszpargałów z fantastycznymi wizjami, wykoślawiony język, opowieści zaczynające się w połowie i urwane przed końcem, brak morałów i ideologicznego przekazu oraz galeria postaci, które mijamy codziennie na ulicach, nie podejrzewając nawet przez chwilę, jakie są dziwne.
9. Gary Shteyngart „Nasi przyjaciele na wsi” (Wydawnictwo Filtry) – jak wszyscy mogliśmy się spodziewać, trwająca dwa lata pandemia koronawirusa musiała się zakończyć wysypem książek opisujących ten okres z najróżniejszych literackich perspektyw. Tym bardziej zaskakujące więc, że najciekawszą powieść w tym temacie dostarcza nam autor znany raczej z prostych humoresek i żartobliwych obyczajówek.
Shteyngart, bawiąc się nawiązanymi do Czechowa, świetnie uchwyca bezlik reakcji społecznych na wybuch epidemii, a zamykając swoich bohaterów w zamożnym domu na ubogiej amerykańskiej prowincji, różnicując ich klasowo i ekonomicznie, w pełni wykorzystuje tę okazję do wciąż satyrycznej, ale niezwykle przekonującej analizy naszej codzienności.
SOUNDTRACK
10. Charles Stepney „Step On Step” (International Anthem) – płyta co prawda z zeszłego roku, ale opublikowana jesienią trochę rozminęła się z odbiorcami, bo cała jej siła wychodzi dopiero latem, gdy nie ma mocnych na funkujące klawisze i klasyczny groove czarnego soulu. Zwłaszcza, gdy za ich brzmienie odpowiada jeden z współtwórców Rotary Connection i producent klasycznych albumów Earth, Wind & Fire czy Terry’ego Calliera.
lipiec/sierpień 2023
PODZIEL SIĘ
tekst
Marceli Szpak