Wakacje w stylu retroCzyli ostatni turnus według Marcina Wojdaka
Czy wiecie, że zorganizowany wypoczynek był wpisany do konstytucji PRL w 1952 roku? Zapis ten brzmi: „Organizacja wczasów, rozwój turystyki, uzdrowisk, urządzeń sportowych, domów kultury, klubów, świetlic, parków i innych urządzeń wypoczynkowych stwarzają możliwości zdrowego i kulturalnego wypoczynku dla coraz szerszych rzesz ludu pracującego miast i wsi”.
Ekspertem w tym temacie jest Marcin Wojdak – fotograf, autor instagramowego profilu Cosmoderna, na którym pokazuje zdjęcia ośrodków wczasowych z minionych lat. Marcin jest także autorem brawurowej książki „Ostatni turnus. Pocztówki z wczasów w PRL-u”, w której za pomocą krótkich, zabawnych opowiadań przekazuje swoją pasję do „źle urodzonej” architektury i idei „wczasów”.
Wojdak nie był bowiem nigdy na wczasach i za pomocą „Ostatniego turnusu” przenosi siebie i czytelnika do czasów, kiedy prawie każda kopalnia i duże przedsiębiorstwo produkcyjne miały swój zakładowy ośrodek wczasowy i nie było dylematu gdzie pojechać na wakacje, bo załatwiał to zakład pracy.
„Ostatni turnus” jest przygodą polegającą na odkrywaniu miejsc, które niosą ze sobą spory ładunek nostalgii, czasami awangardową architekturę, tajemnice sprzed lat i współczesne spojrzenie na przeszłość. Bez taniego sentymentalizmu i patosu, za to z przewrotnym poczuciem humoru i autorskim pomysłem.
Marcin jest entuzjastą podróżowania i potrafi zarazić swoja zajawką. W oparciu o jego zdjęcia Muzeum Śląskie przygotowało wystawę „Ostatnie takie lato”, którą można oglądać do 10 września (wernisaż i spotkanie z autorem 7 lipca). A my rozmawiamy z nim o tym, gdzie można spędzić wczasy w klimacie pocztówek z czasów PRL-u i na co zwrócić uwagę w czasie takich wyjazdów. Sporo ośrodków wczasowych bowiem dalej działa, a te nie działające można odkrywać w ramach wypraw urbexowych.
Robienie zdjęć ośrodkom wczasowym to przyjemność sama w sobie – w końcu są to miejsca powstałe po to, aby w nich wypoczywać. Wokół jest piękna przyroda, czyste powietrze – same delicje.
Ultramaryna: Gdzie można pojechać, by spędzić wakacje w stylu swoich dziadków lub rodziców, którzy wyjeżdżali na wczasy do Zakładowych – a konkretnie Górniczych – Ośrodków Wczasowych?
Marcin Wojdak (Cosmoderna): Na szczęście jest to jeszcze możliwe. Przy odrobinie kreatywności można nawet zrobić fotografie stylizowane na te, które można odnaleźć w rodzinnych albumach na Górnych Śląsku. Co prawda nie ma oficjalnego spisu Górniczych Ośrodków Wczasowych, ale zapewne funkcjonuje w zbiorowej świadomości ludzi ze Śląska. Ja natomiast sugerowałbym pojechać przede wszystkim nad morze.
Zacząłbym od zachodniego wybrzeża i ośrodka Carbo w Dąbkach udekorowanego dużą ilością kupli będących częścią metaloplastycznych zdobień wnętrza. Na terenie ośrodka zobaczyć można też kwietnik urządzony w wagoniku kopalnianym i sporo elementów odwołujących się do symboliki górniczej.
W centralnej części Pomorza jest słynny Posejdon z Jastarni, o którym nie raz pisałem w „Ostatnim turnusie”, gdzie zobaczyć można murale ze wspomnianą wcześniej kuplą i jej ogromną wersję w skalniaku znajdującym się tuż obok głównego wejścia. Trzecią propozycją jest ośrodek wczasowy Eden, usytuowany na zachodnim wybrzeżu, w Kątach Rybackich. Tam ciekawym elementem jest mural przedstawiający ubranych na galowo górników.
Poza tym pozostają oczywiście ośrodki położone w Beskidzie Śląskim: Ustroń, Wisła, małe doliny wokół Bielska-Białej. Jest ich cała masa i niemal każdy zdradza swoim wystrojem górnicze pochodzenie.
Skąd u ciebie wzięła się fascynacja przeszłością w kluczu „ostatniego turnusu”, czyli ośrodkami wczasowymi, które z jednej strony pokazują miniony system w całej swojej okazałości, a z drugiej niosą w sobie ogromny ładunek nostalgii?
Po tylu latach zajmowania się tym tematem trudno wskazać mi jednoznaczną odpowiedź. Jest to miks zachwytu nad architekturą powojennego modernizmu jako symbolu retro nowoczesności i sztuki naznaczonej ideologią komunizmu, co czasami przypomina oglądanie pozostałości po wymarłej cywilizacji. Ta architektura i sztuka właśnie w ośrodkach wczasowych znalazła najdłużej schronienie. Została zachowana, bo większość z tych ośrodków stoi na uboczu, poza głównym nurtem zmian. To zakonserwowanie daje z kolei wrażenie powrotu do przeszłości, a zatem potężny zastrzyk skondensowanej nostalgii.
A na koniec – robienie zdjęć ośrodkom wczasowym to przyjemność sama w sobie – w końcu są to miejsca powstałe po to, aby w nich wypoczywać. Wokół jest piękna przyroda, czyste powietrze – same delicje.
Z twojej książki wynika, że wiele starych ośrodków wczasowych zachowało się w postaci szczątkowej i można z nich korzystać jedynie w formie turystyki urbexowej. Czy masz swoich faworytów wśród ośrodków, które można zwiedzać w trybie „życie po życiu”?
To, że jakieś miejsce jest opuszczone, nie jest dla mnie wartością samą w sobie. Jeśli nie ma tam interesującej architektury, albo chociaż charakterystycznych dla minionego okresu elementów – typu murale lub mozaiki – to takie same opuszczone, zdewastowane domki lub pawilony nie są dla mnie ekscytujące.
Fajnie jest trafiać na miejsce z zachowaną jeszcze materialną zawartością. Tak jak mały, należący kiedyś do kopalni z Piekar Śląskich ośrodek wczasowy w lasach północno-wschodniej Opolszczyzny. Z kompletnym wyposażeniem, wciąż jeszcze stojącymi krzesłami przy kawiarnianych stolikach i efektowną boazerią w recepcji. Widać, że od wielu lat nikogo tam nie było – podłogi i ściany niemal w całości pokryte są grzybem, natomiast gdyby nie to, to idealnie nadawałby się jako scenografia do filmu o młodzieży przeżywającej swoje pierwsze miłości latem ’76 roku.
Prawdziwą stolicą opuszczonych miejsc jest przywoływana przeze mnie chwilę temu Wisła. W tamtejszych ośrodkach też można znaleźć oryginalne, stare meble. To jest ciekawe, że wszystkie te meble, które w wielkomiejskich sklepach z dizajnem kosztują mnóstwo pieniędzy, tu po prostu bezpowrotnie niszczeją.
A jakie jest twoje ulubione miejsce w ośrodkach wczasowych? Zaczynasz zwiedzanie od stołówki – miejsca, które kiedyś najbardziej tętniło życiem czy jest to coś zupełnie innego?
To jest bardzo powtarzalny moment, ponieważ najbardziej efektownymi miejscami był główny hol wraz z recepcją i stołówka. Czasami też pozostałe przestrzenie do spędzania wspólnie czasu – jak kawiarnia czy sala telewizyjna. Jest niemal pewne, że jeżeli coś atrakcyjnego ma być w ośrodku, to właśnie w tych miejscach. Dlatego pierwsze co robię, to sprawdzam czy w tych highlightach coś się zachowało.
Później robię sobie przyjemność w postaci spaceru po terenie ośrodka. I to jest duża wartość dodana, ponieważ te stare ośrodki najczęściej znajdowały się na ogromnej przestrzeni, która sama w sobie była atrakcją. Zwracam uwagę na małą architekturę – na fontanny, ławki, kosze na śmieci, skalniaki, bywa że i kryte kręgielnie czy altany. Szukam fragmentów oryginalnie zachowanej przestrzeni, tak, bym mógł wykroić choć jeden kadr pozwalający poczuć się znowu jak w beztroskich latach młodości.
Jest też całkiem przyjemny ośrodek pod Bełchatowem w województwie łódzkim. Ze stołówki widać kominy największej w Europie elektrowni węglowej, która odpowiada zresztą za znaczną część emisji gazów cieplarnianych Polski. Są to zatem wczasy w cieniu zbliżającej się wielkimi krokami apokalipsy.
Masz swoją metodologię odkrywania ośrodków? Mówiłeś, że najczęściej korzystasz z Google maps, ale też czasami posiłkujesz się starymi przewodnikami?
W Polsce byłem już chyba wszędzie. Zatem teraz pozostaje mi już tylko skrupulatne przeczesywanie mapy. Brzegi jeziora – metr po metrze. Nadmorskie kurorty – działka po działce. Zwracam uwagę na nietypowe kształty dachu, zarośnięte budynki, jakieś drobne charakterystyczne elementy. Po tylu latach mam już intuicję, która podpowiada mi czy budynek, który w danym momencie oglądam na satelitarnych zdjęciach, ma potencjał czy jest zwykłą ruderą.
Bardzo pomocne są zdjęcia, jakie dodają do opisów miejsc użytkownicy Google maps. Najczęściej są to typowe zdjęcia z wakacji. Grupka ludzi na tle jeziora, albo stojąca na tarasie jednego z domków. Ale na drugim planie można wiele dostrzec. To jest dla mnie gigantyczne źródło informacji. 90 procent moich znalezisk pochodzi z Google maps.
Według twojej książki urlop można spędzić także w mieście, ponieważ ośrodki wczasowe działały w wielu dziwnych, nieturystycznych miejscach. Czy masz jakieś obiekty, które poprzez swoje absurdalne położenie są godne uwagi?
Podam pierwszy przykład z brzegu, czyli moje rodzinne miasto – Łódź. W kompleksie leśnym znajdującym się w jego granicach, czyli w lesie Łagiewnickim, tuż nad stawami, stoją dwa ośrodki – jeden to duży pawilon, drugi – kompleks drewnianych domków. Z samego centrum miasta można tam dojechać w 15 minut autobusem. Z przystanku do drzwi recepcji jest max 10 minut spacerem. Można się zatem spakować w torbę, wyjść z domu i po 25 minutach być już na wczasach. A podróż kosztować nas będzie tyle co jednorazowy bilet autobusowy.
Jest też całkiem przyjemny ośrodek pod Bełchatowem w województwie łódzkim. Ze stołówki widać kominy największej w Europie elektrowni węglowej, która odpowiada zresztą za znaczną część emisji gazów cieplarnianych Polski. Są to zatem wczasy w cieniu zbliżającej się wielkimi krokami apokalipsy.
Pytanie o formę książki: dlaczego dodałeś do zdjęć krótkie, zabawne, współczesne formy literackie, zamiast – jakby się można było spodziewać – reporterskich opisów obiektów?
Powinienem odpowiedzieć, że miałem przemyślaną, brawurową wizję książki, która będzie z jednej strony konserwatywna w swojej warstwie wizualnej, natomiast w warstwie tekstowej stanowić będzie syntezę swobodnego strumienia świadomości z grepsami, refleksjami i elementami felietonów, zakładając, że będzie to idealna receptura na nasze czasy. Prawda jest jednak taka, że Turnus powstał w sposób organiczny, bez wcześniejszego zamysłu, trochę intuicyjnie. Stwierdziłem, że książek traktujących temat w sposób reporterski lub historyczny jest dużo, a o typowych sentymentach nie chciałem pisać, bo to nie jest mój świat.
Myślę, że w dobie ograniczonej koncentracji i skupienia takie krótkie formy, które orbitują wokół danych tematów w sposób swobodny, będą przyczynkiem do dalszych, już na własną rękę, poszukiwań i rozważań czytelników. I to się sprawdziło, bo wiele osób pisze do mnie, że po lekturze „Ostatniego turnusu” od razu sięgnęli po stare albumy ze zdjęciami z wakacji i od razu wskoczyli w swoje własne wspomnienia.
lipiec/sierpień 2023
Poniżej na zdjęciach:
1. Gwarek, Ślesin. Po przejściu szeregu remontów i modernizacji mozaika z górnikiem pozostała jedynym godnym uwagi elementem architektonicznym, jaki zachował się z oryginalnego projektu. 2. Dąbki, ośrodek Carbo położony na mierzei między jeziorem Bukowo a Bałtykiem. Jeden z niewielu przykładów ośrodka o dużej skali, a wciąż zachowanego w oryginalnym, niezmienionym od lat stanie. 3. Eden, Kąty Rybackie. Ten sam właściciel, co ośrodka Carbo. 4. O.W. Skowronek w Augustowie nad jeziorem Sajno. Ośrodek znany przede wszystkim z tego, że kręcony był tam jeden z odcinków „07 zgłoś się” – „Hieny”. 5. Marcin Wojdak i Spodek
PODZIEL SIĘ
tekst
Adrian Chorębała