Marta KotŻałoba nie ma swojego miejsca w tym pokręconym świecie
Urodziła się i wychowała w Tarnowskich Górach. Zza okien Opla Zafiry obserwowała szare kamienice Chorzowa, brudne ulice Bytomia i zmieniające się oblicze Katowic. W 2020 roku zaczęła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Wrocławskim. Trzy lata później wydała swój debiutancki tomik poezji „Heniuś”.
Laureatka pierwszego miejsca w VI Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Bolesława Prusa i konkursu im. Olgi Tokarczuk na warsztatach prozatorskich podczas Festiwalu Góry Literatury. Publikowała m.in. w kwartalniku literackim „Wyspa”, wakacyjnym wydaniu „Promedico”, „Tlenie Literackim” czy w miesięczniku „Twórczość”. Od poprzedniego numeru pisze dla nas opowiadania o łonych – kobietach Górnego Śląska. W wolnym czasie stara się czytać i pisać. Z różnym skutkiem.
Jestem… chyba nawet w porządku.
Miejsce w GZM, które jest dla mnie wyjątkowe… to galeria Sztuki Inny Śląsk pana Krzysztofa Mazika w Tarnowskich Górach.
Pół roku spędzone na studiach w Lizbonie było dla mnie… początkiem, otwarciem, sprawdzianem, nowym rozdaniem. Najfajniejszym czasem w życiu! Z chęcią jednak wróciłam na polską uczelnię.
Mój debiut literacki miał miejsce… w magazynie literackim „Twórczość” w listopadzie 2022, gdzie opublikowano opowiadanie „Alojzy Szpajza ma się już lepiej”.
Dwa miejsca w Tarnowskich Górach, do których zabrałabym osobę spoza Śląska… Sztolnia Czarnego Pstrąga i Gryfny Kafyj.
Nigdy nie zapomnę… konkursu wokalnego w przedszkolu, podczas którego śpiewałam „Poszła Karolinka” z moim przyjacielem Mateuszem. Mieliśmy na sobie tradycyjne śląskie stroje i koraliki z wianka wpadały mi do oczu, kamizelka prawie się nie dopinała, a mama pożyczyła mi klejący błyszczyk do ust.
„Heniuś” to dla mnie… najważniejszy dotychczas projekt literacki, który wszystko zmienił, tchnął wiatr w żagle, przetestował, zmęczył, sprawdził. Projekt, który pokazał, że pisanie to moja działka, a żałoba nie ma swojego miejsca w tym pokręconym świecie. Dzięki „Heniusiowi” poznałam mnóstwo osób i historii.
Język śląski… istnieje. Stale jest dla mnie wyzwaniem i liczę na to, że opanuję go w końcu do takiego stopnia, by pisać w nim opowiadania, nie korzystając ze słownika.
Do końca roku chciałabym… skończyć zbiór opowiadań o umieraniu i starych babach, napisać coś o Portugalii i Dolnym Śląsku. Wydać jeszcze z 4 bzdurki na papierze, poleżeć na plaży i wyspać się w Górach Sowich.
„Heniuś” to dla mnie najważniejszy dotychczas projekt literacki, który wszystko zmienił, tchnął wiatr w żagle, przetestował, zmęczył, sprawdził. Projekt, który pokazał, że pisanie to moja działka, a żałoba nie ma swojego miejsca w tym pokręconym świecie. Dzięki “Heniusiowi” poznałam mnóstwo osób i historii.
Ostatnio czytałam… „Krótką wymianę ognia” Zyty Rudzkiej.
Postać Elwiry Lipińskiej… żyje pod innym nazwiskiem. Naprawdę urodziła dziecko do rajtuzy.
Edmund Osmańczyk czy Wilhelm Szewczyk? Szewczyk.
Wrocław jest dla mnie… kandydatem do bycia drugim domem, odkąd mam 92-letniego sąsiada Włodka, który opowiada mi o wojnie, mówi, że jestem miła i częstuje mnie ciastem z malinami i kruszonką.
W najbliższym czasie planuję… odpocząć i przeczytać mnóstwo książek, na przykład „Skórę po moim dziadku” Mateusza Pakuły.
W meczu TS Gwarek Tarnowskie Góry – Zagłębie Sosnowiec kibicowałabym… UKS Unii Strzybnicy, który trenuje w mojej dzielnicy, a w szczególności drużynie 5-latków, którym spodenki treningowe sięgają kostek.
PODZIEL SIĘ
tekst
Maciej Baranowski