Julia PolaczekŚwiatło, kamera i analogowa dusza
Julia Polaczek, rocznik 2004, to wschodząca gwiazda polskiego kina. Zadebiutowała w oscarowej „Strefie interesów” Jonathana Glazera. Studentka Wydziału Aktorskiego Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, swoją pierwszą główną rolę dostała w polsko-czesko-estońskim filmie „Lany poniedziałek” w reżyserii Justyny Mytnik.
Ma za sobą również pracę przy pierwszym sezonie „Lady Love” z reżyserem Bartoszem Konopką i występy na deskach Teatru Zagłębia. Związana z Czechowicami-Dziedzicami, jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci młodego pokolenia aktorów i aktorek. Robi zdjęcia analogiem dziadka.
Jestem… Julka Polaczek, śląska baba, duszek leśny, który bawi się w aktorstwo, analogowe zdjęcia i ogólnie pojęte obserwowanie i docenianie świata wokół. Mój dom to Czechowice-Dziedzice, a kwintesencją mojego życia jest kontakt z drugim człowiekiem i przyrodą.
Pytanie, które chciałabym, aby ktoś mi zadał to… pytanie letterboxowe, czyli: „Jakie są twoje cztery ulubione filmy” jest zawsze mile widziane. Lubię wspominać „Koralinę”, „Pianistkę”, „Miłość blondynki” i „Rolling Thunder Revue” o Dylanie, bo zajmują ciepłe miejsce w moim sercu.
Lubię… poranne słoneczko, spontaniczne podróże, szczególnie autostopowe i zbieranie muszelek.
Nie lubię… ciemnej i zimnej aury na zewnątrz, brukselki i ignorancji wobec ludzkiej krzywdy.
Dorastanie w Czechowicach… zaczęło się po 8 latach, które spędziłam w Gliwicach. Czechowice z dzieciństwa pamiętam o wiele lepiej, tutaj czuję się najbardziej sobą. Dorastanie tutaj to spacerowanie środkiem uliczek, dziczenie na basenie, bojowe lane poniedziałki i ogrodowe zabawy w Magdę Gessler czy bezludną wyspę.
Debiut filmowy przy tak dużej produkcji to skutek… wspierających osób na mojej drodze, takich jak wykładowczynie i wykładowcy studia aktorskiego Art-play w Katowicach, dobra znajomość angielskiego i ogólny luz w nawiązywaniu kontaktu z kimś, kogo można nazwać wybitnym reżyserem.
Czechowice z dzieciństwa pamiętam o wiele lepiej, tutaj czuję się najbardziej sobą. Dorastanie tutaj to spacerowanie środkiem uliczek, dziczenie na basenie, bojowe lane poniedziałki i ogrodowe zabawy w Magdę Gessler czy bezludną wyspę.
Czym praca przy „Lady Love” różniła się od „Strefy interesów”? W „Strefie interesów” działałam bardzo instynktownie i organicznie. Budowałam postać poprzez szybkie i ciche działanie. Natomiast praca nad Kasią w „Lady Love” wymagała więcej świadomej rozkminy i analizy złożonej psychiki postaci. To pierwszy plan, w którym uczestniczyłam jako dorosła osoba, więc moje aktorskie przygotowanie i nawiązywanie kontaktu z ekipą było zdecydowanie bardziej dojrzałe i przemyślane. Choć wciąż sporo bazowałam na instynkcie, mogłam rozwinąć równolegle intuicję emocjonalną i popracować nad bodźcami z ciała, zastosować gest psychologiczny. Był to też pierwszy plan, na którym nie marzłam.
Najlepszy film, jaki obejrzałam w 2024 roku? „Anora” Seana Bakera.
Gdybym mogła spędzić dzień z dowolnym reżyserem… wybrałabym Jonathana Glazera i moją kumpelę Kingę Pudełek. To byłoby ciekawe trio.
Ulubione miejsce na Śląsku z okresu dorastania? Mój ogród w domu rodzinnym. Szczególnie przy obecności psa Brusa i psiapsiółki Wiki.
Wes Anderson czy Miloš Forman? Forman, a szczególnie „Miłość blondynki”.
Moje najlepsze momenty na deskach teatru… to okres prób czytanych i debiut teatralny w spektaklu-kryminale pod tytułem „Gniew” w Teatrze Zagłębia oraz reżyserowanie finałowej sceny mojego krótkometrażowego filmu „Mój krytyk” na scenie Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach.
Postać z literatury, którą chciałabym zagrać? Komediantkę z powieści Władysława Reymonta.
W 2025 roku chciałabym… zrealizować scenkę próbną „Neska” do mojego wymarzonego pełnometrażowego debiutu reżyserskiego „Małe zakazy”. No i robić dużo dużo zdjęć bliskim ludziom moim analogiem od dziadka.
PODZIEL SIĘ
tekst
Maciej Baranowski