Jane BirkinJane z serca śpiewa Serge’a
Nie wysiedziała spokojnie przed telewizorem, kiedy w Japonii wybuchały elektrownie atomowe. Kupiła bilet na samolot i poleciała pomóc, a pomagać może koncertami. Nie po raz pierwszy Jane Birkin wraz z duchowym oraz piosenkowym wsparciem Serge’a Gainsbourga wyrusza w świat, żeby innym żyło się lepiej.
Wiemy o niej prawie wszystko. To ona w zastępstwie Brigitte Bardot zaśpiewała damską partię w kontrowersyjnym „Je t’aime… moi non plus” i zagrała seksowną blondynkę w kultowym „Powiększeniu” Antonioniego. Teraz Jane Birkin wykorzystuje swoją popularność do celów wyższych. Wspierała kampanię na rzecz walki z AIDS, była w wyniszczonym wojną Sarajewie, a nawet propagowała demokrację w rządzonej przez dyktaturę wojskową Birmie. Dokładnie w 20 lat po śmierci Serge’a Gainsbourga, jako jedna z jego muz, kolejny raz w dosyć niezwykłych okolicznościach wykonuje piosenki zmarłego męża.
Wracała do nich wielokrotnie, interpretując je wielorako, tworząc wersje klasyczne, popowe, a nawet arabskie. Jednak tym razem aranżacje są sprawą drugorzędną, najważniejszy jest gest. Oglądając przekazy medialne z marca tego roku, aktorka nie mogła uwierzyć w rozmiar japońskiej tragedii, która była następstwem potężnego trzęsienia ziemi i tsunami u wybrzeży wyspy Honsiu. W momencie, gdy obcokrajowcy w popłochu stamtąd uciekali, obawiając się radioaktywnego skażenia, ona wyruszyła w podróż w przeciwnym kierunku. Chciała pokazać, że w Europie ludzie też solidaryzują się z ofiarami kataklizmu i pomóc jednym, jedynym, charytatywnym koncertem.
W piątek postanowiła polecieć do Tokio, w poniedziałek była już na miejscu. W cztery dni udało się jej zebrać wybitnych, japońskich muzyków. Gdy otrzymała kolejne propozycje koncertów w Ameryce, na których miała wystąpić z repertuarem Gainsbourga, zgodziła się, stawiając żelazny warunek: biorę ze sobą swój japoński zespół! W ten sposób narodził się projekt „Via Japan”, w ramach którego Jane Birkin dociera na kolejne kontynenty. Z nim wystąpi też w Sosnowcu. Poprzez wyjątkowe piosenki Serge’a Gainsbourga przypomni, że kraj kwitnącej wiśni ciągle potrzebuje wsparcia ze strony świata, żeby mógł zakwitnąć na nowo.
Dla nas znalazła chwilę czasu, aby przybliżyć nie tylko nadchodzący koncert, ale również wspomnieć o swoim byłym mężu i podzielić się spostrzeżeniami na temat naszego kraju i obejrzanych ostatnio filmów.
Ultramaryna: Jakie myśli przychodzą pani do głowy słysząc słowo Polska?
Jane Birkin: Piękna królowa Francji, Maria Leszczyńska… Chopin, Maria Curie-Skłodowska, Lech Wałęsa, Jan Paweł II, dobrzy znajomi: Roman Polański i Gene Gutowski, ale także warszawskie getto. Tęsknię za Krakowem, myślę też o porankach spędzonych na rozmowach z Grzegorzem, świetnym fachowcem i życzliwym człowiekiem, który budował mój dom i pochodzi z Orzesza.
A jakich polskich twórców wymieniłaby pani jako tych szczególnie inspirujących? Chopina i Wajdę.
Serge Gainsbourg także należy do takich artystów, jednak w Polsce nadal wydaje się być nie do końca odkryty. Większość kojarzy go tutaj z jedną piosenką: „Je t’aime… moi non plus”. Jak zachęciłaby pani do sięgnięcia do jego obszernej dyskografii? Rozpoczęłabym od przesłuchania albumu „Histoire de Melody Nelson” z osobą, która mogłaby tłumaczyć słowa. Tam jest opowiedziana cała, zwarta historia, od spotkania do śmierci Melody. Nie wydaje mi się, żeby ktoś zrobił coś takiego wcześniej lub później. Poetyckość tekstów przypomina Nabokova. Posłuchałabym też ścieżki dźwiękowej do filmu „Manon 70”, oddającej tragedię głównej bohaterki, a potem płyty reggae „Aux Armes Et Ceterea” powstałej 20 lat przed czasem na takie brzmienia. Nie trzeba zrozumieć żadnego słowa, bo w tych nagraniach liczy się wspaniała atmosfera.
Wspomniany przebój „Je t’aime… moi non plus” napisany został z myślą o Brigitte Bardot. Jak czuła się pani dostając propozycję zaśpiewania go? Bardot zaśpiewała oryginalną wersję „Je t’aime… moi non plus” bardzo seksownie! Bałam się, że moja wersja, nagrana rok później, nie będzie aż tak „gorąca”, może dlatego, że została opublikowana jako pierwsza. Zaśpiewałam ją też oktawę wyżej, trochę jak chłopiec z chóru, dlatego w moim wykonaniu wydawała się być bardziej dwuznaczna.
Kiedyś powiedziała pani: „uwielbiam mężczyzn, którzy nie potrafią tańczyć” i Serge był zdecydowanie jednym z nich. Biorąc to za zaletę, co było jego największą wadą, której mężczyzna nie powinien posiadać? Jego nieśmiałość. Nie znosiłam jak się popisywał, a leżąc na plaży pod parasolem potrafił nie zdejmować ubrania. To był cały Serge.
Która z płyt Serge’a Gainsbourga jest pani szczególnie bliska? „Histoire de Melody Nelson” i „L’homme à tête de chou” to dla mnie jego najlepsze, najbardziej kompletne dzieła. Nie zestarzały się ani trochę, a w tym roku od wydania „Melody Nelson” upływa 40 lat!
Projekt „Via Japan” miał być w założeniu jednorazowym koncertem charytatywnym na rzecz ofiar trzęsienia ziemi w Japonii. Co doprowadziło do tego, że przyjeżdża pani z nim do Polski? Idea dotyczyła tylko jednego występu w Japonii. Kupiłam bilet i poleciałam do Tokio w ramach solidarności z ofiarami kataklizmu, ale po spotkaniu z Nobu, muzykiem, który wystąpił na tym koncercie, wpadł mi do głowy pomysł, aby zrobić to na większą skalę, z przesłaniem: „nie zapomnimy o Was”.
Nagrywała pani piosenki Gainsbourga z przeróżnymi instrumentalistami. Obecnie wykonuje je pani z muzykami japońskimi. Czy oni w jakiś specyficzny sposób odbierają jego twórczość? Philippe Lerichomme, który jest od 40 lat moim artystycznym menadżerem, zadecydował, jakie piosenki powinnam zaśpiewać pod kątem aranżacji Nobu, znakomitego trębacza i perkusisty. Philippe zajmował się również moim albumem „Arabesque”, dlatego wiedziałam, że z jego pomocą muzycy przemycą japońskiego ducha do piosenek Serge’a, wykorzystując wielką osobowość Nobu. Perkusja i trąby to będzie dla mnie zupełna nowość!
Oprócz śpiewania przede wszystkim zajmuje się pani aktorstwem. Jakie filmy w ostatnim czasie zrobiły na pani największe wrażenie? Podobał mi się Michel Piccoli w „Habemus Papam”, stary film Jana Švankmajera „Alice”, irańskie „Rozstanie” Asghara Farhadiego. Ostatnia produkcja Woody’ego Allena jest urocza. No i „Melancholia” Larsa von Triera z Charlotte (Gainsbourg, córką Jane i Serge’a – przyp. red.), po prostu wspaniała.
ultramaryna, listopad 2011
Koncert Jane Birkin sings Gainsbourg „Via Japan” odbył się w ramach festiwalu Ars Cameralis 2011 >>> zobacz stronę festiwalu.
PODZIEL SIĘ
tekst
Roman Szczepanek