Karin Dreijer Andersson, ładniejsza połowa szwedzkiego duetu The Knife. Najbardziej rozpoznawalny i niepowtarzalny wokal Skandynawii. Powoli snująca się senna elektronika, niespotykany sposób transformowania głosu dają razem niezapomnianą ścieżkę dźwiękową do śnienia na jawie okraszonego lękami zbiorowej podświadomości.
Ultramaryna: Czy Fever Ray to twoja kolejna osobowość sceniczna, czy też w tym projekcie po raz pierwszy zdecydowałaś się pokazać publiczności „prawdziwą” Karin Andersson?
Karin Andersson: Hm… Trudne pytanie. Wydaje mi się, że ani w Fever Ray, ani w The Knife nie chodzi tak naprawdę o mnie. W obu zespołach przede wszystkim chodzi o tworzenie muzyki, o takie wykorzystanie elementów wizualnych i naszych osobowości, które najlepiej podkreślą to, co próbujemy przekazać. Korzystamy z naszych wizerunków, używamy naszych ciał w taki sposób, aby było to jak najlepiej wizualnie zgrane z dźwiękiem, z melodiami i tekstem. Nie staram się skupiać uwagi na sobie, w ogóle nie myślę o sobie podczas śpiewania – całą moją uwagę zajmuje Fever Ray i to, co dzięki temu zespołowi mogę przekazać.
Popularna muzyka wywodząca się ze Szwecji jest często lekka, łatwa i przyjemna, ty jednak z pewną dozą ironii śpiewasz z reguły o nieszczęśliwych ludziach i opowiadasz mroczne historie. Czym to jest spowodowane – trwającą cały rok szwedzką zimą czy też twoim pesymistycznym podejściem do życia? Wydaje mi się, że my, Szwedzi, jesteśmy jednak z natury bardzo melancholijni, być może faktycznie dlatego, że zima się tutaj nigdy nie kończy i wciąż jest ciemno. To na pewno nie pozostaje bez wpływu na muzykę, jaką wykonuję. Jeśli mieszkałabym na przykład w Kalifornii, moja twórczość mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. W żaden sposób jednak nie uznaję się za pesymistkę. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że moje piosenki mówią przede wszystkim o tym, jak wiele jest nadziei na świecie. Z drugiej strony bardzo lubię zajmować się w swoich tekstach tym, czego się boimy, naszymi fobiami i lękami, tą ukrywaną stroną ludzkiej osobowości. Staram się jednak ukazywać irracjonalność takich lęków.
Masz bardzo charakterystyczny głos, momentalnie przywołujący skojarzenia z nieśmiałą dziewczynką, co doskonale wykorzystałaś w takich kawałkach, jak na przykład „N.Y. Hotel” z The Knife, jednak w przypadku Fever Ray zdecydowałaś się poddać go licznym modyfikacjom, starałaś się zmienić brzmienie głosu na wiele sposobów. Czy możesz powiedzieć, dlaczego podjęłaś taki krok? Dla mnie głos nie jest czymś naturalnym, nie należę do piosenkarek, które potrafiły wyrobić sobie jakąś określoną technikę śpiewania i wykorzystują ją we wszystkich utworach. Swój głos nauczyłam się traktować po prostu jako kolejny instrument, coś, co można i należy dopasować do charakteru danego utworu. Odkryłam wiele technik, które pozwalają modyfikować, zmieniać głos równie swobodnie, co brzmienia innych instrumentów. Dzięki temu, mam przynajmniej taką nadzieję, udaje mi się znaleźć właściwy charakter, odpowiedni ton wypowiedzi dla treści zawartych w słowach piosenek, przez co stają się one w pewnym sensie teatrem, historiami opowiedzianymi przez różnych bohaterów.
A możesz powiedzieć, jacy wokaliści byli dla ciebie największą inspiracją?Kolejne trudne pytanie. Od dzieciństwa słucham ogromnych ilości muzyki, więc było ich na pewno zbyt wielu, by teraz wszystkich wymienić. Bardzo lubię Amadou & Mariam, w moim domu zresztą od zawsze słuchało się wielu wykonawców tworzących popularną muzykę afrykańską. Bardzo często leciały też nagrania cygańskich kapel, dzięki którym nauczyłam się, że nie trzeba się obawiać wykorzystania głosu w sposób, który z początku może się wydawać nieładny, brzydki wręcz czy nieprzyjemny. Uwielbiam zresztą tych wokalistów, którzy są w stanie pokonać każdą barierę – ludzi takich, jak Mike Patton czy Anthony Hegarty.
Twoja macierzysta kapela, The Knife, słynie z pieczołowitego przygotowania wizualnej oprawy swoich nielicznych koncertów. Czy możemy się spodziewać równie widowiskowego występu podczas festiwalu? Zdecydowanie tak. Nasze show ewoluuje z każdym dniem, zmienia się w zależności od miejsca i publiczności. Zakończyliśmy właśnie występy na festiwalu Sonar w Barcelonie i teraz będziemy poświęcać czas na dopracowanie poszczególnych elementów widowiska tak, by muzyka, którą prezentujemy, zyskała jak najwłaściwszą oprawę. Jeździmy z 5-osobowym składem obsługującym liczne instrumenty, mamy rozbudowaną scenografię, lasery, światła i wiele kostiumów. Mam więc wrażenie, że nasze koncerty mogą być dobrym widowiskiem.
ultramaryna, lipiec/ sierpień 2009
Fever Ray wystąpiła 29.08.2009 na terenie KWK Katowice w ramach Festiwalu Tauron Nowa Muzyka >>> czytaj więcej
PODZIEL SIĘ
tekst
Marceli Szpak