Ania LeonUwielbiam jak ciężki bas włazi w ciało
Młoda artystka o niezwykłej wrażliwości, czerpiąca inspiracje z popowych obrzeży i życiowych, autentycznych doświadczeń. Nie tak dawno temu wykonała pierwszy istotny krok w stronę artystycznego zdefiniowania samej siebie – wydała debiutancką płytę.
Kim jest Ania Leon? Artystka uchyla przed nami rąbek tajemnicy i wprowadza nas do swojego niecodziennego świata, przepełnionego dźwiękami spoza radiowych rejestrów.
Początki… Już jako dzieciak lubiłam śpiewać – zawsze coś nuciłam pod nosem, ale jak tylko miałam coś zaśpiewać nie pod prysznicem, to kompletnie wymiękałam. Ten strach przed oceną był tak paraliżujący, że dałam sobie z tym spokój. Jednak siedziało to we mnie na tyle długo, że po maturze postanowiłam zrobić kolejne podejście.
Poleciałam do szkoły muzycznej w Stanach, gdzie w końcu muzyka była na pierwszym planie. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy tak jak ja chcieli się sprawdzić i doszkolić. Nie było łatwo, ale na pewno warto. Od tamtej pory w pełni żyję muzyką, a od 3-4 lat wiem, jakim gatunkiem muzycznym chcę się zajmować. Można powiedzieć, że znalazłam swoje miejsce w tym dziwnym świecie 🙂
Po studiach… wróciłam do Polski, ale jeszcze w trakcie studiów szukałam ludzi, którzy chcieliby mi pomóc w tworzeniu muzy. I poznałam takich ludzi – głównie dzięki mojej babci i jej przyjaciółce, która okazała się być mamą Muńka Staszczyka. To on posłuchał moich pierwszych kawałków i pomógł mi w poszukiwaniu producentów, za co już do końca życia będę mu bardzo wdzięczna!
Co do pierwszej płyty… tak poznałam Mariusza Obijalskiego, który do projektu zaprosił Arka Koperę i nasze trio zaczęło współpracę. Tworzenie płyty z chłopakami szybko przeobraziło się w przyjaźń i tak naprawdę te spotkania nie były odczuwalne jako praca. Dużo razem siedzieliśmy, słuchaliśmy fajnej muzy, szukaliśmy inspiracji, wylewaliśmy swoje gorzkie żale (haha).
Częstochowa ma mało wspólnego ze Śląskiem, ale co mogę powiedzieć – kocham kluski śląskie, zalewajkę (tylko już bez mięcha), a do tego mówię „zrywka” na siatki i „chapcie” na kapcie.
I tak powstał mój pierwszy album „Łezki”. 11 piosenek, które kocham całym sercem i mam taką cichą nadzieję, że inni też pokochają. Myślę, że brzmieniowo mocno wyróżnia się na tle innych płyt na polskim rynku – jest mroczna, elektroniczna, ciężki bas włazi ci w ciało – co uwielbiam, a tekstowo jest zupełnie jak inne (haha)! Piszę głównie o miłości, rozstaniach czy trudnych relacjach.
Ostatnio mój każdy dzień to… głównie studio muzyczne – czasami czuję się tam jak w drugim domu. Od rana do wieczora tworzymy nowe kawałki, którymi mam nadzieję, że uda nam się podzielić jeszcze w tym roku. Codziennie dzielimy się jakimiś inspiracjami muzycznymi. Dzisiaj na przykład słuchaliśmy całego albumu HVOB „Too”. Polecam!
Moim największym osiągnięciem muzycznym są… z pewnością występy na największych festiwalach – Tauron, Open’er, Męskie Granie. Nie spodziewałam się, że tak szybko mnie to spotka! To był wielki zaszczyt i cudowne przeżycia, które ledwo pamiętam z nadmiaru stresu oraz euforii jednocześnie (haha). Ale dobrze, że są zdjęcia! To zdecydowanie coś, czym będę się chwalić do końca życia.
Nie mogłabym też nie wspomnieć o współpracy z Bokką i Igorem Herbutem. Trudno określić poziom wdzięczności za zaufanie i wsparcie, które od nich dostałam. Mam tylko nadzieję, że kiedyś to ja komuś zrobię taką niespodziankę!
Ostatnio bardzo doceniam… swoje cztery ściany. Stałam się taką domatorką! Kiedyś ciężko mi było wysiedzieć w jednym miejscu dłużej niż godzinę, a teraz mogłabym głównie siedzieć na swojej kanapie pod kocykiem z lampką wina, słuchać muzy, przytulać psiaka i oglądać filmy.
Nie lubię… braku chęci do rozwoju.
Mój związek ze Śląskiem… chyba jest tylko taki, że jestem z Częstochowy, a Częstochowa jest w województwie śląskim. Wiadomo, Częstochowa ma mało wspólnego ze Śląskiem, ale co mogę powiedzieć – kocham kluski śląskie, zalewajkę (tylko już bez mięcha), a do tego mówię „zrywka” na siatki i „chapcie” na kapcie.
Moim marzeniem jest… wydać drugi album jeszcze w tym roku, także trzymajcie kciuki!
marzec/kwiecień 2023
PODZIEL SIĘ
tekst
Paweł Ćwikliński