Radzimir „Jimek” DębskiBo muzyka jest językiem wszechświata
To była bomba w internetach. Rok 2012 i polski talent złowiony przez samą Beyonce. I to w tak dobrym stylu! Wiele osób pomyślało wtedy: Radzimir Dębski, trzeba o nim pamiętać.
Miesiąc temu kolejna bomba. Ilość chętnych do zakupu biletów na grudniowy koncert Jimka z Miuoshem i Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia przerosła oczekiwania organizatorów i techniczne możliwości internetowych bileterii. Ten projekt najkrócej można opisać słowem: wspaniałość. We wspaniałej sali koncertowej spotyka się tradycja i nowe, fraki i fullcapy oraz przede wszystkim publiczność o gorących sercach, skłonna ustawić się w kilometrowym ogonku, żeby posłuchać muzyki.
Jimek – kompozytor, dyrygent i producent muzyczny w jednej osobie. Cudowne dziecko aktorki i piosenkarki Anny Jurksztowicz oraz kompozytora Krzesimira Dębskiego. Obecnie pracuje nad pierwszym solowym albumem. Z nami rozmawia o życiu, Katowicach, hip-hopie w wydaniu symfonicznym i – oczywiście – telefonie od Beyonce.
Ultramaryna: Na myśl o tobie wielu ludzi wciąż rozpiera duma narodowa. Przede wszystkim jednak ciekawi ich, jak to było odebrać telefon od samej Queen Bey. Co z perspektywy czasu myślisz o tym wydarzeniu i, jeśli można spytać, na co przehulałeś nagrodę?
Jimek: Prawda jest taka, że wszystkie pieniądze (zanim jeszcze przyjdą) od zawsze wydaję na bilety lotnicze. A wracając do początku pytania – samą rozmowę z Bey oceniam tak: najfajniejsze siedem minut mojego życia, po którym wszystko kompletnie inaczej się potoczyło. Najbardziej w mojej głowie – bo całe życie by udowodnić, że cokolwiek potrafię, musiałem walić głową w mur i kompletnie nie wierzyłem w siebie. Walka się nie zmieniła, ale w głowie, nawet przy największym zmęczeniu, trochę więcej spokoju.
Opowiedz proszę, jak to się stało, że trafiłeś do Katowic.
To chyba dowód na to, że myśląc i marząc o niebieskich migdałach można przyciągnąć pozytywną energię. Dużo słyszałem o tym, jak wspaniała będzie sala NOSPR-u, a do tego całe życie słuchałem, jak wybitna jest to orkiestra. Jednak w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że nawet jeśli będzie mi dane kiedykolwiek tam wystąpić, to że stanie się to tak szybko.
Dlatego kiedy zadzwonił do mnie Krzyś Krot, organizator i pomysłodawca koncertu i powiedział, że chciałby, abym to właśnie ja był mostem pomiędzy hiphopowym światem a klasyką – zgodziłem się od razu, gdy tylko padło hasło NOSPR. Marny ze mnie negocjator, bo nie wierzyłem, że naprawdę ich przekonał do takiego projektu. Jak on to zrobił – nie mam pojęcia! To już chyba na zawsze pozostanie mroczną ludową legendą (śmiech).
Jak ci się u nas podoba?
Katowice kojarzą mi się tylko i wyłącznie z piekielnie zdolnymi i niezwykle życzliwymi ludźmi, którzy otaczali nas od samego początku i są z nami do teraz. Od ekipy przygotowującej materiały filmowe, przez wszystkich muzyków z orkiestry, techników, realizatorów po katowiczan, z którymi imprezowaliśmy przy okazji moich poprzednich wizyt na Śląsku. Wspaniały tłum ciekawych świata, otwartych na działanie ludzi. I świetne imprezy. Kiedyś jechałem prosto z Katowic na wywiad w „Dzień dobry TVN”, nadawany na żywo o 10:45 i ludzie dzwonili pytać, czy „on nie był ubrany tak jak wczoraj?”
Masz jakieś ulubione miejsca?
Nikiszowiec. Sztos.
„Hip-hop History Orchestrated by Jimek” – dla niewtajemniczonych (jeśli w ogóle tacy istnieją) jest to 10-minutowy fragment koncertu, który ma obecnie niemal 3 000 000 odsłon na Youtube, a licznik ciągle bije… Czym się kierowałeś tworząc selekcję i czyje propsy przyniosły ci najwięcej uciechy?
Wiedząc, że mamy koncert i najlepszą orkiestrę w Polsce postanowiłem napisać jeszcze krótki bis, składający się z fragmentów ok. pięciu numerów, którymi jarałem się jako dzieciak. Skończyło się na 30. Wyobrażałem sobie kosmitę, któremu mam za pomocą orkiestry symfonicznej wytłumaczyć czym jest hip-hop. A potem, kiedy wrzuciliśmy to na Youtube’a, zaniemówiłem.
Pierwsi napisali o tym M.O.P. To właśnie ich miałem najdłużej zaciętych w discmanie, wystającym z kieszeni skate’owskich spodni, które mimo tego, że były ogromne, to i tak ledwie go mieściły. U nich na profilu facebookowym było ponad milion odsłon i najfajniejsze komentarze prosto z brooklińskich ulic. Mój ulubiony: „wyłączyłem przy ‘Nas Is Like’, nie chcę sobie psuć zajawki i czekam aż przyjadą z tym do Detroit”. Potem napisali Mobb Deep, co totalnie rozłożyło mnie na łopatki. Na innych już nie byłem w stanie reagować.
Jak na muzyka z Polski jesteś bardzo zagraniczny. Myślisz o przeprowadzce?
Nigdy. Nawet jak będę mieszkał 20 lat w USA, mój dom zawsze będzie w Polsce. W zglobalizowanym świecie jest bardzo ważne, by pielęgnować świadomość, kim i skąd się jest.
Na koniec chciałabym zapytać o twój solowy projekt z orkiestrą, który miał mieć premierę 19.12. Uchylisz rąbka tajemnicy?
Faktycznie, to miał być mój solowy projekt, lecz w związku z tym wszystkim, co wydarzyło się z biletami na koncert 20 grudnia, czyli zmasowanym atakiem i rozsadzeniem serwerów, kolejkami pod kasami NOSPR, mogliśmy zrobić tylko jedno. Musieliśmy zagrać dodatkowy koncert z Miuoshem. Po prostu uznaliśmy, że tak musimy postąpić. Mój koncert w Katowicach trochę poczeka, przekładamy go na pierwszy możliwy termin. A jak o tym pomyślę, to jestem lekko-totalnie przerażony (śmiech), bo to znowu będzie coś bardzo innego…
ultramaryna, grudzień 2015
PODZIEL SIĘ
tekst
Marta Nendza