Dominika SłowikSpecjalistka od przekraczania granic
Autorka świetnie przyjętego debiutu pisarskiego – „Atlas Doppelganger” – dużo podróżuje. Na jedną z wypraw postanowiła zabrać także swoich czytelników. Dokąd? Do czasów kiedy żuło się gumy Turbo, popijało oranżadę, do sklepu jechało się nowym „góralem” z 18 przerzutkami, otrzymanym na komunię od chrzestnego, a w jednym z mieszkań, na ogromnym osiedlu, czekała mama oglądająca powtórki „Koła Fortuny” przy szklance kawy w plastikowym koszyczku z uchwytem.
„Atlas Doppelganger” powstał zamiast magisterki. Na szczęście książka tak spodobała się tutorowi Dominiki Słowik, że doprowadził on do jej wydania. Nie uchroniło to jednak autorki od napisania pracy dyplomowej. Dzięki temu może się dziś poszczycić trzema literkami przed nazwiskiem i mianem jednej z najciekawszych debiutantek na polskim rynku literackim od lat.
Chociaż akcja powieści dzieje się na śląskim osiedlu, ona sama nie czuje się w pełni częścią tego regionu. Pochodzi z Jaworzna, pogranicza Śląska i Małopolski, jest zaś obywatelką świata. Przekraczanie granic to jej specjalność, również w obszarze wyobraźni. Przekonacie się o tym czytając „Atlas Doppelganger”.
Jestem… zakopana w stertach notatek. Pracuję właśnie nad drugą powieścią i ilość papierów, karteczek oraz karteluszek, które skumulowałam w swoim pokoju, osiągnęła masę krytyczną.
Zaczęłam od… dzieciństwa i podróży. To dwa tematy, które przewijają się w twórczości wielu pisarzy i powracają w moich ulubionych książkach. Odsyłając do doświadczeń jednostkowych, są przede wszystkim toposami o niezwykłej pojemności i wielowymiarowości.
Napisałam… powieść prawie nikomu się do tego nie przyznając. Dopiero kiedy książka była skończona powiedziałam bliskim, czym zajmowałam się przez ostatnie kilka miesięcy.
Przeczytałam… wczoraj wieczorem najnowszy tom opowiadań Zadie Smith „Lost & Found”. W kolejce czekają: „Byliśmy głupi” Marcina Króla, „Czas Kondora” Johna Dingesa i „Poza mapą” Alastaira Bonnetta.
Inspiracji… nie szukam, ona pojawia się sama; przydarza się albo nie. Kiedy już jednak jest – staram się ją pogłębiać i stymulować: książkami, filmami, rozmowami czy podróżami.
Z małej litery… zaczynają się prawie wszystkie wiersze w moim ukochanym tomie utworów zebranych Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego „Poezja jako miejsce na ziemi”.
W związku z Górnym Śląskiem… zadaję sobie ostatnio bardzo wiele pytań. Jestem jaworznianką i moja tożsamość jest tożsamością pogranicza – pochodzę z miejsca położonego na styku dwóch ważnych kulturowo regionów Polski, czyli Śląska i Małopolski. Jestem oczywiście związana z regionem śląskim, ale mam jednocześnie poczucie, że nie mogę nazywać samej siebie Ślązaczką, bo byłoby to zawłaszczenie i uzurpowanie sobie praw do obszarów kultury, które znam wyłącznie jako obserwator, nie twórca. Coraz silniej odczuwam też niezwykłość miejsca mojego pochodzenia, jego transgresywność.
W niedalekiej przyszłości… chcę skończyć drugą powieść, a potem marzy mi się pewien projekt związany z Ameryką Łacińską.
ultramaryna, lipiec/sierpień 2015
PODZIEL SIĘ
tekst
Marta Ochman